Przejdź do głównej zawartości

Posty

Wyświetlanie postów z listopad, 2010

Wykład czyli zawsze na ostatnią chwilę

Wszyscy moi znajomi wiedzą, że zawsze się spóźniam. Niektórzy nawet umawiając się ze mną, podają mi specjalnie wcześniejszą godzinę, wiedząc, że gdy się spóźnię to będę na czas. Dosyć podobnie mam z wszelkimi przygotowaniami. Zawsze robię to na ostatnią chwilę. Po co uczyć się do matury? Mam jeszcze trzy dni. Dlaczego mam już sprzątać? Goście przychodzą dopiero za godzinę. Po co składać dziś PIT, skoro czas jest do jutra? Zły przykład, tak wszyscy robią. Generalnie jednak takimi kategoriami myślę. Jutro (wtorek 30.11) mam wykład w Muzeum Śląskim o fotografii reklamowej. W czwartek postanowiłem: w sobotę przygotuję się do niego! W sobotę stwierdziłem: eee, może raczej w niedzielę. W niedzielę pomyślałem: już późno, zrobię to w poniedziałek. Mamy właśnie poniedziałek. Jak już domyśliliście się, dzisiaj też nic nie zrobiłem. Ale mam usprawiedliwienie, miałem dużo pracy, no i jeszcze w końcu został mi wtorek rano :) Moje postanowienie na dzisiaj brzmi: od rana pracuję!!! Naprawdę! B

Muszę iść do wojska

Wszystko zaczęło się od wizyty u lekarza. Niejako mimochodem lekarka spytała mnie, czy byłem w wojsku. Nie, nie byłem. O, to muszę panu wypisać skierowanie na komisję. Ale po co? Poza tym mam kategorię A3, po co mam iść na jakąś komisję? O, to tam, pan wszystko wyjaśni na pewno, ale musi pan iść. No i nie wiem jak to się stało ale wylądowałem razem z innymi rekrutami w koszarach. Jedynym pocieszeniem w tej fatalnej sytuacji było to, że spotkałem tam Tomka. Szybko też zauważyliśmy dziwną rzecz. Wszyscy nowi rekruci byli fotografami! Zakwaterowali nas w jakimś kiepskim baraku z dykty, ale wyglądało na to, że jesteśmy tu jedynie przejściowo. Nie rozumiałem też innej kwestii. Ciągle nie pojawił się żaden oficer, nikt nie mówił nam też, co z nami chcą zrobić. Zresztą, nie miało to dla mnie większego znaczenia. Perspektywa spędzenia kolejnych dwóch lat w wojsku, w obojętnie jakim charakterze,  napawała mnie przerażeniem. Dwa lata kompletnie stracone! Odciągnąłem Tomka na bok. Stary, musi

Wieczór bułgarski w Andrzejki

Na czym polega Wieczór bułgarski, opisywałem już wcześniej. Dzisiaj składam zwyczajowe sprawozdanie ze stanu knajp w Katowicach. Po pierwsze Camelot. Świetny Żywiec, dobra muza i klimat. Idziemy dalej i dochodzimy do Nieba. W zasadzie OK, niby wszystko fajnie, ale jakby czegoś brakuje. Sprawdziliśmy jeszcze knajpę, która jest w miejscu starego Maxella, ale muza i klimat wybitnie nie w naszym guście. Atmo Klub, tu utknęliśmy na dłużej, bo wszystko nam pasowało. Czeski Primator przetestowałem osobiście. Wszystkie trzy gatunki. Jest dobry, ale nadal nie wiem, który jest najlepszy. Dalsze testy przede mną :) Zajrzeliśmy jeszcze do Lornety, ale brak wolnych miejsc i to, że tam nadal wolno palić, sprawił, że uznaliśmy dzisiejszy Wieczór za zakończony. Oto dokumentacja fotograficzna, raczej się nie przepracowałem w ten wieczór :) Tak jest w Niebie  A tak w Atmo

Po co nam zima?

Zawsze byłem wielkim przeciwnikiem zimy od czasu, gdy ojciec zabrał mnie kiedyś na sanki. Było pięknie, mnóstwo śniegu, na pewno było fajnie, ale najbardziej zapamiętałem, jak bardzo było zimno. Od tego czasu zawsze miałem nadzieję, że doczekam się czasów, gdy zimy będą nielegalne. Gdy trochę już urosłem i zapomniałem, jaka zima jest zła, wymyśliłem razem z moim przyjacielem Adamem, że zimowa szkoła przetrwania to jest to, o czym zawsze marzyliśmy. Pojechaliśmy w Beskidy na tydzień zajęć prowadzonych przez Piotra Van Der Coghena, który wtedy rozkręcał dopiero swoją szkołę. Przez pierwsze dni było fajnie, biegaliśmy po lasach, uczyliśmy się korzystać ze sprzętu wspinaczkowego, chodzenia w karplach, a nocami słuchaliśmy długich opowieści Piotra o górach i ratownikach. Aż któregoś dnia Piotr zapowiedział nam, że idziemy nocować w namiocie na Babią Górę. To taki żart prawda?  Nie, jutro idziemy - stwierdził Piotr. Obładowani sprzętem czuliśmy się prawie jak zdobywcy Himalajów. Nie wi

Powyborcze śmieci

Jak wiecie w tych wyborach wszystkie partie wygrały i cudownie byłoby już o tym zapomnieć. Niestety, nadal nie ma na to szans. Ze wszystkich murów straszą nas plakaty i billboardy, które zresztą swoją formą przybierają coraz ciekawsze kształty. Dzisiaj idąc na obiad, po drodze znalazłem kilka ciekawych obrazków. Pewnie znalazłbym ich znacznie więcej, ale głód wygrał z potrzebą fotografowania. Może Was to zainspiruje do stworzenia serii zdjęć dokumentalnych. Czasu jest niewiele, bo niedługo wszystko to zniknie. Mam nadzieję.  Oto doskonały przykład lokalnej działalności Zdecydowanie na więcej niż to! Ładne zdjęcie, prawda? Nawet ktoś sobie jedno wziął. Jeżeli próbujecie doczytać nazwę komitetu to pomogę Wam - LPR  Po przeczytaniu tego hasła przestraszyłem się, że mój umysł został radnym. Przeanalizowałem to i okazało się, że został jednak ze mną. 

Przypomniałem sobie o czym zapomniałem

Po dwóch dniach intensywnej pracy, dzisiaj zrobiłem sobie dosyć luźny program dnia. Przesiedziałem w miłej atmosferze parę godzin w Muzeum Śląskim, gdzie uzgadnialiśmy szczegóły mojego wykładu w przyszłym tygodniu. Potem spotkanie ze znajomymi w pubie (gdzie nadal wszyscy palą) i parę telefonów. Ogólnie miło i leniwie spędziłem ten dzień. A teraz zabierając się za pisanie dzisiejszego odcinka, nagle zacząłem sobie przypominać, co miałem zrobić. Zapomniałem, że umówiłem się z Danielem na spotkanie. Chyba nie będę już dzwonił z przeprosinami po północy, bo jutro musiałbym przepraszać za ten telefon z przeprosinami. Zapomniałem znaleźć Tomkowi sprzęt do nagłośnienia nowego salonu (już wiecie, że to moje hobby). Zapomniałem przeanalizować umowę, którą dostałem. Zapomniałem zrobić przelewy. Zapomniałem o wizycie u księgowych. Zapomniałem rano wrzucić na FB zwyczajowy link z bloga (dzięki Andrzeju za przypomnienie :)) Zapomniałem telefonu u rodziców, gdy wpadłem do nich na chwilę.

Gotowanie precyzyjne czyli mam dość

Wczoraj miałem sesję trzynastogodzinną, dzisiaj trwała czternaście godzin, jutro... Jutro nawet nie dotknę aparatu. Całe szczęście, że lubię to, co robię. Jednak są tego pewne granice i dzisiaj właśnie je przekroczyłem. Od samego rana razem z Anią dzielnie układaliśmy pieczarki i ogórki. Wiem na pewno, że teraz przez parę dni nie wezmę tego do ust, nawet patrzeć na nie jest mi po dzisiejszym dniu ciężko :) Ania chyba to przewidziała, bo przyniosła na sesję prawdziwe antidotum - muffiny własnego wypieku. Nie zdążyłem nawet zrobić ich zdjęcia, bo wszyscy rzucili się na nie i już nie było co fotografować. Przepis możecie znaleźć tu: http://namiotle.widmo.biz/category/muffiny/ Finisz układania puzzli  Górka ogórka  Narzędzia zbrodni Tak wygląda resztka sosu na dnie kubka, obiektyw makro się tam zmieścił :) Co to? Na pewno jadalne

Fotograf na siłowni

Chodziliście kiedyś na siłownię? Ja tak, ale jako fotograf w zasadzie nie muszę. Wystarczy, że jeżdżę na sesję.  Najpierw pakowanie sprzętu, wymaga najmniej wysiłku, ale jest nudne i żmudne. Potem niesiemy wszystko do samochodu. Mam szczęście, studio jest tylko na pierwszym piętrze. Standardowy  sprzęt to pięć kursów po schodach. Następnie pakowanie tego całego badziewia do samochodu, czyli poderwanie ciężaru, utrzymanie, wpakowanie i upchanie. I tak ładnych parę razy. Ile tego będzie w sumie ? Tak około 100 kg, nie jest źle, ale jak wieczorem będziemy wracać to w dziwny sposób ciężar się podwaja :) Jedziemy samochodem, czyli odpoczynek przed kolejnym etapem. Gdy jesteśmy już na miejscu, zaczyna się walka o podjechanie jak najbliżej miejsca sesji. Jeżeli jest to parter, to jest dobrze, jeśli gdzieś wyżej i jest winda, nadal ok. Ale czasem trzeba zatargać bambetle daleko... Moi asystenci pod wpływem Strongman'a, nazwali kiedyś tę dyscyplinę Spacerem Asystenta. Czyli bierzesz dwie

O inspiracji czyli gromadzeniu

Pisałem już kiedyś, jak wymyślam zdjęcia, pijąc kawę i słuchając Yello. Mam też jeszcze jeden sposób na wspomaganie procesów wymyślowych :) Jest prosty, tani i efektywny, trzeba tylko na niego wpaść. Ja niestety sam na to nie wpadłem, a podpowiedział mi to mój agent Adrian. Kazał mi gromadzić po prostu wszystkie fajne zdjęcia, jakie znajdę. I to jest cały przepis. Adrian przysłał mi dużą kolekcję zdjęć o najróżniejszych tematach, ja od tego czasu konsekwentnie ją powiększam (dzisiaj dodałem 7 zdjęć). Po prostu przy każdej okazji, gdy przeglądam internet i widzę jakieś zdjęcie, które w jakiś sposób przyciąga moją uwagę to je zapisuję (niestraszne mi też strony flashowe, bo maki mają wbudowany mechanizm zapisywania fragmentu ekranu). Potem dzielę je tylko na kilka podstawowych kategorii i baza pomysłów gotowa. Nie gromadzę tylko zdjęć profesjonalnych, czasem można coś ciekawego znaleźć też na zdjęciach totalnie amatorskich. Mając taką bazę, sięgam do niej, gdy szukam inspiracji, zas

Fanboys

Jestem fanem Gwiezdnych Wojen. Od zawsze, czyli od czasów podstawówki, gdy z ojcem poszedłem do Spodka na pierwszą część sagi. Katowicki Spodek był kiedyś chyba największym kinem z największym ekranem, a filmy robiły tam największe wrażenie. Od tego czasu obejrzałem wszystkie części SW tak wiele razy, że już nawet nie pamiętam ile, przeczytałem masę książek i, jak każdy prawdziwy fan, próbowałem siłą woli przenosić przedmioty. Jestem wyczulony na wszystkie aluzje i odniesienia w innych filmach i w rzeczywistości. Gdy jadę samochodem w śnieżycy, wyobrażam sobie, że wchodzę w nadprzestrzeń. Pomogłem nawet Martynie napisać pracę o wpływie Gwiezdnych Wojen na naszą rzeczywistość. Praca została zaliczona, a Martyna niestety nadal nie obejrzała filmu... A ja właśnie obejrzałem. Nie... nie "Imperium kontratakuje" po raz 128 (choć miałem na to ochotę), ale "Fanboys". Film o fanach SW i nie tylko dla fanów SW. Świetna, zabawna i wcale nie głupia opowieść o dążeniu do spe

CIsza wyborcza

A ponieważ cisza zapadła, wykorzystam to jako pretekst, by dzisiaj nic nie pisać, a jedynie wrzucić trochę zdjęć i uznać dzisiejszy odcinek, jako rekompensatę ostatnich wpisów pozbawionych zdjęć. W roli modela wystąpi rower!!! Model Esteta - właściciel parkuje go tylko w miejscach, gdzie jego design będzie pasował do otoczenia Wersja Minimal - kosztem niewielkiego pogorszenia właściwości jezdnych, uzyskano wyjątkowo niską wagę i kompaktowe rozmiary Model Czteropak - sprzedawany wyłącznie po cztery sztuki  Wersja Pocztowa - siodełko pewnie nowe, bo jeszcze w folii Model Przeciętny - zawsze w stadzie Rower dla Barbie Model Mocno Spięty Samotnik kontra tłum Ktoś mi kiedyś tłumaczył, że Canon jest kiepską firmą, ponieważ zamiast skupić się na produkcji aparatów, robi drukarki, ksero itp. Natomiast Nikon według niego był prawdziwą fotograficzną marką.

Kręcimy reklamę

Wczorajszy wpis na temat haseł reklamowych wzbudził trochę emocji. Udowodnimy więc sobie, że stworzenie reklamy jest przecież banalnie proste i każdy może to zrobić. Nawet ja. Po pierwsze wybierzmy temat, jakiś popularny, np. proszek do prania. To chyba najbardziej nudny temat  reklam. Nie ma nic bardziej zajmującego, gdy pani w ciuchach odprasowanych do granic możliwości, na wysokim obcasie, wyjmuje z pralki wyprasowaną białą koszulę i zachwyconym głosem opowiada o arktycznej bieli kołnierzyka. No i obowiązkowo słowa nie mogą być zsynchronizowane z ruchem ust, bo przecież reklama jest niemiecka. Zróbmy to po swojemu. Scena pierwsza - Facet wraca z pracy, idzie ulicą w białej koszuli. Nagle, przejeżdżający samochód ochlapuje go wodą z kałuży (brudną oczywiście). Facet stara się odskoczyć na bok, choć i tak już jest mokry. Tu wpada na młodą kobietę, która akurat poprawia szminką usta. Ona robi mu wielką czerwoną kreskę na koszuli (jak szminka to musi być przecież czerwona). Odruch

Dobre hasło to podstawa

Uśmiałem się dzisiaj nieźle, gdy zobaczyłem wielki billboard koło mojego studia. Był na nim jakiś kandydat na prezydenta Chorzowa, nazwiska nawet nie zapamiętałem, bo całą swoją uwagę skupiłem na próbie zrozumienia hasła wyborczego. Przeczytałem je ze trzy razy, ale nie byłem mądrzejszy, niż na początku. Przyzwyczaiłem się, że kandydaci obiecują, co zrobią albo co im się nie podoba. Nie zdziwiłby mnie więc napis typu: "Dom z ogródkiem dla każdego" albo "Zlikwiduję Straż Miejską". Ale tu napis nic nie obiecywał, ani niczemu się nie sprzeciwiał. Brzmiał po prostu tak: " Mikołajki, Święta, Nowy Rok z nowym prezydentem" Że co??????!!!!!!?????? Chyba jestem za mało inteligentny, by zrozumieć, co miało to znaczyć. Mam wrażenie, że copywriter wymyślił to hasło o 3 rano, w trakcie imprezy, gdy nagle przypomniało mu się, że miał wczoraj wysłać copy do zatwierdzenia. Druga wersja, jak to powstało, równie prawdopodobna, jest taka, że osoba odpowiedzialna za kampa

Bolą mnie oczy

I to nie z powodu ślęczenia przed monitorem, ale z powodu tego, co czasem mogę zobaczyć, jadąc ulicą. To zdjęcie zrobiłem w Wodzisławiu całkiem niedawno. Zatrzymałem się na światłach dokładnie obok tego oto budynku. Pewnie bym sobie aż usiadł z wrażenia, gdyby nie to, że już siedziałem. Odjęło mi też na chwilę mowę, ale po sekundzie rzuciłem się do ajfona, by zrobić zdjęcie i koniecznie Wam to pokazać. Jak sądzicie, kto mógł chcieć taki projekt? Co znajduje się w tym budynku? Wiejska dyskoteka? Hurtownia kafelek? Przedszkole dla niewidomych dzieci? Otóż nie. Jest to siedziba bardzo szacownej instytucji, która zwykle wyglądem swoich budynków buduje wizerunek solidnego partnera. Jest to budynek Banku. Nie powierzyłbym im nawet 10 złotych, bo bałbym się, że zaraz wydadzą je na złocenie parapetów. Brakuje tu już tylko figury greckiej bogini na dachu (da się zrobić, widziałem to już). A potem klient zleca zrobienie zdjęć czegoś takiego i nie wiem, jak mu powiedzieć, że co bym nie zrobił

Dlaczego fotograf powinien dużo zarabiać?

Bo tak. Niestety taka argumentacja jest w stanie przekonać tylko fotografów. Musimy więc poszukać innych argumentów. I wcale nie jest to trudne. Już dawno temu zastanawiałem się, dlaczego praca fotografa wyceniana jest zawsze drożej, niż praca grafika? Przecież projektowanie wcale nie jest łatwiejszym zawodem. Sprzęt, jaki jest do tego potrzebny, nie jest tani, choć na pewno fotograf może wydać własne studio znacznie więcej. Grafik też często pracuje nad projektem dłużej, niż trwa sesja zdjęciowa do niego. Klienci mają zwykle zwyczaj pastwić się nad projektem (i grafikiem),  każąc na zmianę to zwiększać, to zmniejszać logo. A zdjęcie podoba im się takie jakie jest. Albo i nie. I tu mnie właśnie oświeciło. Zrozumiałem, że praca fotografa jest tym wyżej wyceniana, im krócej trwa. To bardzo optymistyczna wiadomość. No, może nie do końca. Bo w tym krótkim czasie pracy tkwi cała jej trudność. Grafik może w nieskończoność zmieniać czcionki, przesuwać logo z prawej na lewo i odwrotnie

Znowu słyszę czyli o muzyce

Wprawdzie zapowiadałem, że dzisiaj napiszę, dlaczego fotograf powinien dużo zarabiać, ale stało się coś ważniejsze, by to opisać. Naprawiłem swój sprzęt audio! Pisałem już kiedyś, że mam wykształcenie elektroniczne, jednak wykształcenie to nie to samo, co wiedza. A wiedzy mam już bardzo mało. W sumie to nigdy za wiele nie umiałem, potrafiłem rozróżnić opornik od bezpiecznika i tyle. Jednak już w szkole posiadłem tajemną wiedzę o tym, jak naprawiać sprzęt elektroniczny. Robiłem to metodą "Ręce, Które Leczą". Była bardzo prosta. Rozbierałem zepsuty sprzęt, dotykałem w różnych miejscach, poprawiałem kabelki, czasem dotknąłem czegoś lutownicą, coś wyczyściłem i składałem wszystko do kupy. I sprzęt zaczynał działać! Nigdy nie miałem pojęcia, co tak naprawdę zrobiłem, ważne że działało :) Ostatnio myślałem, że straciłem moją moc. Kiedy przez własną głupotę zrobiłem zwarcie w moim amplitunerze, myślałem, że zrobię tak jak zawsze: rozbiorę, dotknę i stanie się cud. Zrobiłem to na

Przerwa techniczna

Z okazji wolnego wreszcie weekendu, zrobiłem część rzeczy, które dawno już chciałem, ale dopiero teraz znalazłem na to czas. Było to między innymi umycie samochodu, zrobienie porządku na stole i otagowanie postów. Trochę spraw tu poruszyłem, o części sam już zapomniałem i chyba przyda się mała pomoc w odnajdowaniu tematów. Pewnie już zauważyliście w górnym prawym rogu wypisane hasła.  Wybaczcie mi "foto mądrości", jest weekend, mój mózg pracuje na niskich obrotach i nic sensownego nie udało mi się wymyślić, jak inaczej nazwać moje prawie poważne rozważania. Jak wymyślę lepszą nazwę to zmienię. A może Wy coś zaproponujecie? Jutro będzie już normalny post. Myślę, że będę się zastanawiał, dlaczego fotograf powinien dużo zarabiać :)

Koniec kalendarza

Skończyliśmy dzisiaj zdjęcia do kalendarza AD. Tym razem fotografowałem Zuzannę Chyba, z która rozumiałem się bez słów. Dosłownie. W trakcie sesji prawie nic nie musiałem mówić. Wystarczyło tylko Zuzie wstępnie powiedzieć, co chcę osiągnąć na zdjęciu, a potem powiedzieć: "Zaczynamy". Pstryk. Pik. Pstryk. Pik. Pstryk... Tylko tyle było słychać. Klik migawki i sygnał gotowości lamp. Te półtorej sekundy, kiedy ładowały się lampy, wystarczało, by dziewczyna była już gotowa do kolejnego zdjęcia, oczywiście zmieniając pozę. Regularność tego rytmu była tak duża, że w którymś momencie pozwoliłem sobie na mały eksperyment. Gdy robiliśmy zdjęcie, w którym Zuza patrzyła w bok i nie widziała mnie, w połowie serii odwróciłem się też i naciskałem migawkę w stałym rytmie, nie patrząc nawet na modelkę. I wszystkie klatki były dobre. Do momentu, gdy Zuza zobaczyła to i zaczęła się śmiać. Uwielbiam takie sesje, gdy wszyscy intuicyjnie się rozumieją i każdy wie co ma robić. Nakreśliłem tylko

Dzień Wolności na Wolności

Cóż to był za pracowity dzień! Kiedy Wy świętowaliście Dzień Wolności, my pracowaliśmy na ulicy Wolności  nad kalendarzem Auto Distribution. Jak zwykle nie miałem głowy do robienia zdjęć z planu, mogę więc jedynie pokazać malutki fragment naszej pracy. Jak widać, będzie tym razem bardzo kolorowo, a nawet jeszcze bardziej, niż teraz widać. A widać będzie bardzo dużo :) Dzisiaj pozowała Weronika Ubanwa i świetnie nam się pracowało. Niedługo zresztą będziecie mogli to zobaczyć, bo film z produkcji kalendarza kręci Weronika Bilska. Ta zdolna dziewczyna ma już na swoim koncie nagrodę z Camerimage za zdjęcia do "Brzydkich Słów". Znajdziecie ten film bez trudu na You Tube. Polecam, będziecie zachwyceni zdjęciami, humorem i fabułą. A mówię to choć zwykle nie lubię polskich filmów. Zresztą, zobaczcie fragment :

Krótko, szybko i nie na temat

Tak już musi być, że raz jest górka, a raz dołek. Wczoraj pisałem długo i było dużo zdjęć, więc dla równowagi dzisiaj będzie odwrotnie, czyli będzie krótko i tylko dwa zdjęcia. Byłem dwa aparaty cyfrowe temu, (okres jednego aparatu to od 1,5 do 2,5 roku - łatwiej mi określić czas po modelu Canona, jaki wtedy miałem, niż podać konkretną datę) na biennale sztuki w Wenecji. W wejściu do głównego pawilonu wisiał piękny kryształowy żyrandol. Oświetlony jeszcze częściowo słońcem, na tle ciemnej czeluści wnętrza. Prezentował się doskonale. I dopiero, gdy podszedłem bliżej, zrozumiałem, skąd bierze się jego wewnętrzne piękno. Nic nie jest tym, czym się wydaje.

SETA czyli kiedy sprzedam bloga

Tak Moi Drodzy. To setny już raz piszę wieczorem, to co zwykle czytacie rano przy kawie. A z tej okazji znajdzie się dzisiaj miejsce na podziękowania, refleksje, wyjątkowe zdjęcia, głupie żarty i statystyki. Zacznę od tych ostatnich, by mieć z głowy to, co nudne. Na pisaniu spędziłem 178 godzin i 14 minut, nie licząc czasu przeznaczonego na poprawianie błędów ortograficznych. W tym czasie wypiłem 58 filiżanek kawy, 17 win i dwie skrzynki piwa (i jedno bezalkoholowe ale to się chyba nie liczy). Zamieściłem 537 zdjęć, z tego 238 z ajfonu. Wpisy przeczytało kilka osób z Polski i jedna z Kataru. Zdobyłem jedną nagrodę w konkursie na fajny blog, ale jeszcze jej nie dostałem. I to tyle, jeśli chodzi o najważniejsze fakty. Mam więc z głowy statystyki i głupie żarty. Teraz krótka historia mojej pracy na zdjęciach : Od tego się zaczęło, dodałem tu jako pierwsze, grafika uliczna na stacji benzynowej w środku nocy. Fotografii i pisania uczyła mnie moja kuzynka Kasia. Wyjaśniam wą