Przejdź do głównej zawartości

Posty

Wyświetlanie postów z październik, 2010

Ta cholerna zmiana czasu

Chciałbym wiedzieć, kto wpadł na tak kretyński pomysł, by zabrać nam godzinę światła dziennego właśnie teraz, gdy jest go coraz mniej. Wiem, słyszałem tłumaczenia o oszczędności prądu, które niby z tego powodu się dokonują, gdy przechodzimy na czas letni. Po to wymyślono tę zmianę czasu z "normalnego" zimowego na letni. No i bardzo dobrze, ale po co mamy wracać do czasu zimowego?  Może ja się nie znam na fizyce (na pewno się nie znam), ale czy to by coś zmieniło i komuś przeszkadzało, gdybyśmy zostali na stałe przy czasie letnim? Nawet już sama nazwa "czas letni" brzmi lepiej niż "zimowy". Czy znajdzie się ktoś, kto jest zadowolony z wcześnie zapadającego zmroku? Czy ludzie nie byliby szczęśliwsi wracając z pracy, gdy jeszcze świeci słońce? Czy przy tych kilku miliardach lat historii Ziemi, jedna godzina zmieni cokolwiek? Dla mnie by zmieniła. Jestem gotów nawet wystąpić z postulatem, by zmienić czas o trzy godziny, ale w drugą stronę. Zimą zmrok zapad

Gotowanie precyzyjne

Po sesji z nagimi kobietami człowiek robi się głodny. Zaprosiłem więc dzisiaj do studia osobę, dla której gotowanie jest sensem życia. Ania jest autorką jednego z najpopularniejszych blogów o gotowaniu i pieczeniu, www.namiotle.widmo.biz , a to oznacza, że musi na prawdę umieć dobrze gotować. Mając tak znakomitego szefa kuchni, mogłem sobie wybrać dowolną potrawę świata. Zastanawiałem się nad czymś egzotycznym, np. coś z tradycyjnej kuchni  Pigmejów, kusiły mnie argentyńskie steki, nie do pogardzenia byłaby też rolada, kluski i modro kapusta. Zdecydowałem się w końcu na risotto.Trudno powiedzieć, jaki wpływ miał na to telefon od kumpla, że potrzebuje pilnie zdjęcia risotto. Tak długo mnie przekonywał o zaletach tej potrawy, aż zdecydowałem - na obiad będzie risotto! Ania zabrała się do przygotowania potrawy, a ja do zapewnienia sobie oprawy wizualnej godnej jej dzieła. Wiadomo, że je się oczami. Musiałem więc zadbać o dobre światło, które już na pierwszy rzut oka sprawi, że nie będę

Nic nie mogę

Miałem dzisiaj pierwszy dzień sesji do kalendarza Auto Distribution. To już piąty mój kalendarz dla tej firmy i wcale przez to nie jest łatwiej. A nawet trudniej, bo wszyscy porównują zdjęcia z poprzednimi. Co będzie tematem w tym roku? Może to będzie zaskakujące, ale kobiety:) A w jakim otoczeniu? Nie mogę powiedzieć. A czy mogę pokazać jakieś zdjęcia z dzisiejszej sesji? Nie mogę jeszcze. To może choć zdjęcia z backstage'u? Też nie mogę, bo ich nie zrobiłem. Nie mogę również powiedzieć, kiedy będzie można zobaczyć kalendarz, bo nie mam pojęcia, kiedy skończymy zdjęcia.  To co w takim razie mogę? Mogę powiedzieć, że będzie fajny film o realizacji zdjęć, do którego zdjęcia robi Weronika Bilska, laureatka m.in. festiwalu Camerimage. Pewnie właśnie to na filmie będzie można zobaczyć pierwsze efekty sesji. Mogę się też przyznać, kobiety jak zawsze będą piękne, ale nie zawsze będą ubrane. Reszta to jeszcze tajemnica. Mogę też przypomnieć moje ulubione zdjęcia z poprzednich edycj

Po co nam Facebook?

Nigdy nie byłem fanem serwisów społecznościowych. Kiedy znajomi męczyli mnie, kiedy wreszcie założę konto na naszej klasie, zawsze odpowiadałem, że nigdy. I dotrzymałem słowa. Potem jednak dałem się przekonać do FB. Nie było to łatwe. Lubię intuicyjne programy i strony. Jak większość facetów, nie lubię czytać wyjaśnień, czy instrukcji obsługi. A nim zrozumiałem, o co chodzi w FB, minęło trochę czasu. Do dzisiaj zresztą jest tam kilka rzeczy, których nie rozumiem. Doceniłem natomiast, jak łatwo można użyć FB, jako kolejnego portfolio i narzędzia promocyjno-marketingowego. Ta łatwość dzielenia się wiadomościami i promowaniem swojej osoby powoduje, że mam z tego powodu dużo dobrej zabawy. Mam trochę już znajomych na FB, właściwie zawsze przyjmuję zaproszenia, za wyjątkiem tych typu "sklep super modny, od majtek po grabie". Potem mam wielką przyjemność w obserwowaniu wpisów ludzi. Do moich ulubionych należą: idę właśnie na siłownię, zjadłam kolację i idę spać, miłego dnia. Zas

Samochód dla fotografa

Kupowanie samochodu to dla jednych udręka, dla innych najważniejsze wydarzenie roku. Ja zdecydowanie należę do tej drugiej grupy. Nim kupiłem obecny samochód, odwiedziłem większość salonów, przejechałem się wieloma samochodami, czasem tylko pod pretekstem, że może akurat samochód będzie się nadawał. Lub, że przypadkiem będzie mnie na niego stać. No i przede wszystkim obejrzałem bagażnik pod każdym możliwym kątem. Bo niestety dla fotografa bagażnik jest ważniejszy od silnika. Wiem, że brzmi to jak największa profanacja, ale co zrobić. Nawet V6 nie pomoże, gdy trzeba przewieźć tło 2,7m. Jakie więc cechy są najbardziej pożądane według mnie? Bagażnik, oprócz ogromnej pojemności, musi mieć płaską podłogę i niski próg załadunku. Niski próg  przydaje się przy ładowaniu kamieni do aranżacji, a płaska podłoga, gdy chcesz przewieźć szkło. A fotograf zawsze musi gdzieś przewieźć jakieś szkło. Musi być dużo uchwytów na kubki z kawą, bo wracając w nocy przez całą Polskę nie da się jechać bez ka

Czy na wykładzie można się czegoś nauczyć?

Dzisiaj razem Z Grzegorzem Klatką poprowadziliśmy wykład o różnicach i cechach wspólnych fotografii reklamowej i reportażowej. Pokazaliśmy trochę zdjęć, poopowiadaliśmy o nich, odpowiedzieliśmy na pytania słuchaczy i potem poszliśmy w gronie znajomych na piwo. Ale nie o tym chciałem dzisiaj napisać. Zastanawiałem się  nad wykładami i prezentacjami fotografów, w których brałem kiedyś udział. Czy dały mi coś i czy coś w nich wyniosłem. Przecież inaczej nie byłoby sensu na takie imprezy chodzić, zdjęcia mogę sobie obejrzeć na stronie fotografa, a ze znajomymi wolę spotkać się w knajpie. Byłem na wykładzie Ryszarda Horowitza parę lat temu. Zapamiętałem go podwójnie. Po pierwsze, poczułem się wyróżniony przez Horowitza i zaproszony do pierwszego rzędu. Gdybym w tym miejscu zakończył wyjaśnienia, mógłbym zostawić Was w przeświadczeniu o mojej bliskiej znajomości z Ryśkiem. Niestety, było trochę inaczej. Po prostu, jak zwykle spóźniłem się i gdy wszedłem na salę, wszystkie miejsca były ju

Jutro trafię do muzeum

Ale nie sam tylko z Grzegorzem Klatką. Pisałem już o tym, że będziemy się kłócić o pojmowanie roli fotografii z dwóch skrajnych pozycji. Ja, jako fotograf reklamowy, a Grzegorz, jako reporter i dokumentalista. Znaleźliśmy kilka podobnych tematów zdjęć, które realizowaliśmy, choć oczywiście każdy kompletnie inaczej. Np. nasze podejście do aktu jest tak różne, że nawet PO i PIS są do siebie bardziej podobne, niż nasze spojrzenie na takie fotografie. Mimo to będziemy próbowali przekonać się nawzajem, że można inaczej potraktować ten sam temat. Wiadomo, jaki będzie wynik. Obaj pozostaniemy na swoich stanowiskach. Grzegorz przecież nie zacznie zabierać ze sobą fryzjera na sesję, a ja nie będę robił aktów facetom na plaży nudystów. Po co więc mamy prowadzić dialog ze sobą? Bo nawet robiąc na co dzień zdjęcia prezesa za biurkiem, warto poznać inne podejście do fotografii. Może dzięki temu przy następnym prezesie znajdę nowe podejście do tematu. Może Grzegorz następnym razem na plaży nudystó

Jesteś fotografem jeżeli...

Znalazłem dzisiaj na FB w profilu Alicji, mojej bliskiej znajomej, listę pod tytułem: Jesteś z obsługi lotów jeżeli... Bardzo spodobała mi się, a najbardziej punkt: Budzisz się i patrzysz na papeterię hotelu, aby sprawdzić, gdzie jesteś. Alicja jest stewardessą, lata po całym świecie i tego typu listy są pewnie dla niej jak najbardziej prawdziwe. A jak by wyglądała taka lista identyfikacji fotografa? Spróbuję ją stworzyć. 1. Znajomi boją się pokazywać ci swoje zdjęcia z wakacji, abyś ich nie skrytykował. 2. Znasz się na wizażu, mimo że jesteś facetem. 3. Wchodzisz do biura klienta i patrzysz, gdzie postawisz lampy. 4. Mówiąc: "robię dzieci", masz na myśli robienie zdjęć dzieci. 5. Potrafisz rozpoznać model obiektywu, widząc go przez sekundę z odległości 100 m 6. Widząc pieprzyk na nosie kasjerki w sklepie, zastanawiasz się nad miejscem, skąd możesz sklonować skórę aby go usunąć. (to moje autentyczne doświadczenie po wielogodzinnej obróbce zdjęć) 7. Przyjeżdżając

Szpieg w studio czyli horror fotografa

Wielu fotografom śni się taki horror. Oto robią zlecenie swojego życia. Cały ich sprzęt już pracuje, doświadczenia zgromadzone przez tyle lat pracy właśnie owocują. Teraz robią najważniejszą rzecz, ustawiają główną lampę w miejscu, które decyduje o sukcesie całej sesji. I nagle widzą jak przez szparę w oknie, ich konkurent obserwuje wszystko. Budzą się wtedy oblani potem, przestraszeni takim scenariuszem. Przegadałem setki godzin przy piwie, kawie, winie i czym się tylko dało, z wieloma fotografami na temat robienia sesji. Dowiedziałem się o całej masie przydatnych szczegółów, trików, sposobów i metod. Wiele z nich udało mi się potem wprowadzić w życie i dzięki temu niektóre zdjęcia zrobiłem trochę lepiej. Ale dzięki poznaniu tej "tajemnicy", nigdy w życiu nie udało mi się zrobić zdjęcia takiego jak autor, który mi ją zdradził. Na szczęście fotografia nie jest nauką ścisłą i nie da się stworzyć wzoru na dobrą fotę. Mogę wiedzieć wszystko na temat zrobienia danego zdjęcia (t

Mistrzowska sesja

Jako, że w ten tydzień zrobiłem sobie wolne tak, jak zapowiedziałem, to wolno mi było pracować, ile chciałem. Dzisiaj  cały wieczór robiłem sesję dla naszego mistrza fryzur, a nawet dwóch, czyli obu Tomków. Dostałem zadanie zbudowania surowego światła, które miało współgrać ze stylistyką ubrań i fryzur. Bardzo, bardzo chciałem być ambitny i użyć co najmniej dwóch lamp, ale nic z tego. I tak najlepszy efekt był przy jednej lampie. Jednaj, ale jakiej fajnej. Pożyczyłem od kumpla i testowałem dzisiaj beauty dish Elinchromu.  Kawałek tej czaszy widać na zdjęciu, a jest to tylko malutki kawałek, bo cały garnek ma średnicę 70 cm. Prawdziwy olbrzym, który potrafi zalać ostrym i równym światłem bardzo dużą powierzchnię. To, co mi się w niej podoba, to wymienne deflektory o różnych właściwościach, od złotego, srebrnego, po biały i przezroczysty. Ja jednak zdecydowałem się nie użyć żadnego, aby maksymalnie wyostrzyć światło. Dziwny natomiast jest cień, wygląda, jakby były dwa źródła światła.

Jak bardzo ogranicza nas sprzęt

Chyba każdy fotograf ma taki moment, gdy myśli sobie: Gdybym miał taki obiektyw*, aparat*, lampę*, softboks* (* niepotrzebne skreślić ), to wtedy dopiero bym mógł fajne zdjęcia robić. Też przez to przechodziłem i pewnie jeszcze nie raz tak pomyślę. Ale ja chcę napisać o zupełnie innego rodzaju ograniczeniu sprzętowym. O ograniczeniach, jakie stwarza sprzęt, który już mamy. I nie chodzi mi o zbyt ciemny obiektyw, ani zbyt mały softboks. Wczoraj robiąc sesję z piękną Zosią, sięgnąłem od razu po ulubionego supersofta, bo wiedziałem, że daje super światło. Nawet się nie zastanowiłem nad tym, tylko zrobiłem to rutynowo. A to był błąd. Światło było bardzo fajne, Zosia wyglądała świetnie, ale coś było nie tak i nie za bardzo wiedziałem, co. Dopiero moja asystentka Gosia stwierdziła nieśmiało: To zdjęcie jest identyczne jak z innej twojej sesji. No właśnie! Supersoft daje charakterystyczne światło, a gdy do tego mamy podobny kadr i podobną fryzurę, to i efekt jest bardzo podobny. A przecie

Jestem laureatem???

Dopiero wczoraj pisałem o sukcesie Tomka, a dzisiaj z wielkim niedowierzaniem przeczytałem mail z informacją, że wygrałem konkurs na Fotograficzny Wpis Miesiąca zorganizowany przez portal Swiatobrazu.pl . Musiałem przeczytać go ze trzy razy, by upewnić się, że jest na pewno do mnie :) I podobnie, jak gwiazdy filmowe, które na rozdaniu Oskarów odczytują z kartki: Absolutnie nie spodziewałam się tej wygranej... , ja również od startu w konkursie zastanawiałem się, co napiszę i komu podziękuję :) Po pierwsze Tomkowi Ledwochowi, który zainspirował mnie do rozpoczęcia codziennego pisania. W zasadzie to któregoś dnia powiedział mi: powinieneś pisać bloga i codziennie wrzucać jedno zdjęcie. Pomyślałem, no dobra, mam całą masę zdjęć, które lubię, a które nigdy nie znajdą się na mojej stronie. Ale co do pisania to raczej nie byłem przekonany. Nie na darmo w technikum miałem na pieńku z moją profesorką z języka polskiego. Powiedzmy, że mieliśmy skrajnie odmienne opinie co do jakości moich wy

Mój jeden procent udziału w sukcesie

Wczoraj w nocy dowiedziałem się, że Tomek Szabelka zdobył pierwsze miejsce w Polsce w konkursie fryzur Trend Vision. Teraz jedzie w listopadzie na finał Europy do Paryża.  A ja miałem w tym swój malutki udziałek, bo zrobiłem zdjęcie, na podstawie którego praca Tomka dostała się do finału. Była to jedna z najszybszych sesji w moim wykonaniu.  Potrzebowaliśmy czarnego tła w miarę błyszczącego. Miałem trochę czarnych błyszczących tkanin, ale nikomu nie chciało się prasować i uznaliśmy, że blat biurka będzie znakomity. Skoro zorganizowałem już tło to zabrałem się za oświetlenie. Na początek poskładałem supersoft Bowensa, taką nakładkę na dużą białą czaszę, połączenie technologii kosmicznej i techniki godnej króla Ćwieczka. Z jednej strony stosują kevlar, z drugiej strony śrub mocujących wstydziłaby się chińska manufaktura. Ale ważne, że fajnie świeci. Tym razem wybrałem konfigurację dającą trochę ostrzejsze światło. Ponieważ jestem leniem, uznałem, że może jedna lampa wystarcz

Robię sobie wolne

No prawie wolne. Postanowiłem w tym tygodniu nie pracować i poświęcić cały ten czas na myślenie. O portfolio, o zdjęciach jakie chciałbym zrobić, o tym, jak je zrobić itd. Niby nic wielkiego, niby normalnie też mogę to zrobić, ale tak naprawdę to na co dzień nie mam na to czasu. Dawno temu wymyśliłem taką sentencję: Nie mam czasu zarabiać pieniędzy, bo muszę pracować. Analogicznie odnosi się to do fotografii, gdzie zamiast robić wielkie sesje na trzech kontynentach naraz, fotografuję długopisy. A sprawa jest bardzo prosta: Aby nie musieć fotografować długopisów, trzeba mieć zlecenie na wielkie sesje. Aby robić wielkie sesje, trzeba najpierw przekonać klienta swoim portfolio. Aby mieć przekonywujące portfolio, trzeba poświęcić na jego zrobienie sporo czasu. Aby mieć czas na zrobienie portfolio, trzeba mieć fundusze, by nie robić w tym momencie nic innego. Aby mieć fundusze trzeba najpierw sfotografować długopisy... Taki zaklęty krąg. Rzuciłem więc w tym tygodniu wszystkie dł

Ile kosztuje zdjęcie?

Uwielbiam takie pytanie. Dzwoni klient, nie podaje żadnych konkretów i chce wiedzieć, ile będzie musiał zapłacić. A skąd ja mam to wiedzieć? Czasem, jeśli pytanie jest zadane w wyjątkowo kretyński sposób, to odpowiadam, że między 1000, a 10.000 zł. Głupie pytanie, głupia odpowiedź. Jasne, że nie każdy musi być uświadomiony w kwestii praw autorskich. Nie każdy musi być zorientowany, jak duża musi być ekipa, by powstało zdjęcia. Ale przynajmniej powinni wiedzieć, jakie zdjęcie by chcieli i do czego jest im potrzebne. Pytam się więc grzecznie, jak sobie to zdjęcie wyobrażają i gdzie chcą go używać. Najczęściej słyszę, że ma być fajne i chcą używać wszędzie. Super, teraz to już wszystko wiem. Próbuję dalej. A do kogo kierują tę reklamę? No, do młodych i dynamicznych i do rodzin. A, i jeszcze do emerytów. Zmieniam taktykę. A ilu modeli chcieliby na sesji? Dziewczynę i faceta, a może jednak dwie dziewczyny albo dwóch facetów. OK, rozumiem, policzę różne wersje. Wizaż jest jeszcze dla kl

Czy kobiety zbudują pomnik dla Photoshopa?

W zasadzie pytanie powinno brzmieć nie czy, ale kiedy. Bo to, że kobiety kochają Photoshopa, jest pewne. Zawsze na sesji słyszę pytanie: A to będzie można usunąć, prawda?  Jasne, że można. Pytanie tylko, czy zawsze ma to sens? Nie jestem absolutnie przeciwnikiem obróbki zdjęć w PS, traktuję ją, jako integralną część fotografowania. Nie rozumiem postawy ludzi, którzy każdą ingerencję w zdjęcie w PS, traktują, jak profanację. A jednocześnie wychwalają pracę w ciemni i maskowanie odbitki. Trochę przypominają mi gości, którzy narzekali na wbudowanie światłomierzy do aparatów i tych co marudzili, że autofokus jest bez sensu i tych, którzy wieścili koniec fotografii w momencie wejścia cyfry. Kiedyś pracowaliśmy na filmach i siedzieliśmy w ciemni, dzisiaj mamy cyfry i Photoshopa. I w ciemni i w PS można zrobić rzeczy genialne i beznadziejne. To tylko narzędzie i nic więcej. Na szczęście. Ja kocham PS, bo dzięki niemu mogę zrobić znacznie łatwiej to co kiedyś zajęłoby mi całe dni. Zawsze

Fotograf u fryzjera czyli robię reklamę

Do fryzjera mam daleko, każdy to wie, a na dodatek, jak się już umówię to i tak potem zapominam. Czasem jednak nadchodzi taki moment, że już trzeba iść za wszelką cenę :) Jak zawsze dałem się ciąć Monice z Natural Cut (tak, to jest reklama, jeśli ktoś jeszcze ma wątpliwości, są tego warci). Przedtem jednak zawsze jest najprzyjemniejsza część: masaż głowy po umyciu.... Dla tego momentu warto tam iść :) Wyobraźcie sobie, jak kobiece delikatne dłonie masują waszą głowę, a ta przyjemność trwa i trwa. Są też męskie dłonie, ale mam nadzieję, że są zarezerwowane dla pań. Potem dają ci dobrą kawę. Szkoda, że nie wino, jak widziałem w Londynie (jeździ się po świecie, co nie !?!), przez szybkę, znaczy się widziałem... A potem, Monia jak zwykle, pyta się: to co dzisiaj robimy, a ja jak zawsze odpowiadam precyzyjnie, wskazując na włosy: zrób z tym coś! Od tego momentu mam jakieś 20-30 minut na picie kawy  (trzeba trochę nią manewrować, by włosy nie wpadły), wysyłanie maili (z ajfonu oczywiści

Klient ma zawsze rację

Im szybciej to zrozumiemy, tym szybciej zostaniemy szczęśliwym fotografem. Albo grafikiem, albo doradcą podatkowym. Klienci dzielą się w większości na tych, co przyznają się, że nie znają się na robieniu zdjęć i zostawiają fotografowi trochę swobody oraz na tych, którzy nie znają się na robieniu zdjęć, ale dają dużo dobrych rad, jak zrobić to zdjęcie. Z tymi pierwszymi pracuję bardzo chętnie i wspólnie dochodzimy do tego, jak powinna wyglądać fotografia. Z tymi drugimi też pracuję i na dodatek już dawno się nauczyłem, że nie jest moją misją edukować ich. A tym bardziej spierać się. Jeżeli klient twierdzi, że zdjęcie będzie lepsze, gdy modelce założymy białe kozaczki, to robię takie zdjęcie, a potem robię jeszcze po swojemu. I w większości przypadków klient po czasie stwierdza, że kozaczki nie były dobrym pomysłem, a ja nie muszę powtarzać zdjęć, bo mam już to bez kozaczków. Oczywiście zdarzają  się też sytuacje, gdy to ja nie mam racji. Ale akurat dziwnym trafem nie mogę sobie ich

Fotki z wakacji czyli dlaczego jeżdżę bez aparatu

To chyba wydaje się naturalne, że jadąc na wakacje nie można zapomnieć aparatu. W końcu wszyscy chcą mieć pamiątkę i możliwość pochwalenia się przed znajomymi, gdzie byli. No chyba, że jest się zawodowym fotografem, wtedy zabranie ze sobą aparatu może być przekleństwem. Ja do niedawna zawsze zabierałem ze sobą sprzęt i to kompletny. Potem targałem to wszystko na plecach, musiałem pilnować, by go nie zgubić (co nie zawsze się udawało...) i zamiast cieszyć się wakacjami, cały czas pracowałem. Tak, pracowałem. To, co niektórzy nazywają "pstrykaniem", my fotograficy traktujemy jako pracę. Przecież nie mogę zrobić zdjęcia ot tak sobie, byle jak. Muszę pomyśleć jakim obiektywem to zrobię, na jakiej ogniskowej, jaka ma być przesłona, czy czas jest dobry. A światło? Może poczekam, aż ta chmura przejdzie? I cofnę się jeszcze trochę do tyłu. Zaraz, a może wejdę na ten murek? Czy ten facet musi tam stać? Za chwilę chyba pójdzie sobie. Nie, chyba jednak zmienię obiektyw. Będzie lepiej

Gadżety za śmieci czy niezbędny sprzęt dla fotografa

Dzisiaj nadal pozostanę w sferze sprzętowej, ale ani razu nie padnie nazwa Canon, Nikon lub coś podobnego. Parafrazując reklamę, którą teraz ciągle słyszę w radiu, po co ciągle miałbym mówić o Canonie i Nikonie skoro Canon i Nikon dzisiaj nie wystąpi w moim tekście :) No dobrze, zajmijmy się poważnymi sprawami. Skoro więc nie będzie o Canonie i Nikonie, to opowiem o rzeczach, bez których wiele sesji nie byłoby możliwych. Miejsce pierwsze zajmuje bezsprzecznie klamerka. Bez klamerki nie ma sesji modowej. Nic tak pięknie nie dopasowuje ciuchów do figury modelki i nic innego nie jest w stanie zmniejszyć sukienki o dwa rozmiary. Klamerki dzielimy na te malutkie i metalowe, kupowane w sklepach biurowych oraz duże plastikowe ze sklepów budowlanych. Kupienie kompletu klamerek za 19,90 jest przepustką do posiadania profesjonalnego sprzętu, jaki występuje w renomowanych studiach fotograficznych. Następną niezwykle ważną rzeczą jest taśma klejąca. Jej zastosowanie jest równie szerokie, ja

Test Nieobiektywny czyli Canon kontra Nikon

Dzisiaj będę porównywał dwa konkurencyjne aparaty z najwyższej półki. Chcę opisać tylko to, co je różni. Jeżeli jeszcze macie wątpliwości to powiem jasno, wygra Canon. Mnóstwo  ludzi pyta się mnie, jaki aparat powinni kupić. A to jest błąd, bo nie potrafię być obiektywny. Od dwudziestu lat pracuję na Canonie i nie wyobrażam sobie, bym mógł zamienić go na nic innego, a zwłaszcza Nikona. I wcale nie uważam, by Nikony były złymi aparatami. Uważam, że są okropne dla każdego, kto przyzwyczai się do Canona. Ale po kolei. Na co dzień pracuję na Canonie 1Ds MkIII. Znam ten aparat od podszewki. Wiem już, kiedy działa znakomicie, a kiedy zawodzi. Niedawno postanowiliśmy się z Sebą zamienić aparatami i w ten sposób zrobiłem dwie sesje jego Nikonem D3x. Moje pierwsze wrażenie było dobre, D3x jest solidny i ciężki. Drugie wrażenie nie było już takie dobre, bo postanowiłem włączyć aparat. Włączyć jeszcze umiałem, ale zmiana każdego innego ustawienia rozpoczęła moją nieustającą irytację. W Cano

Warszawa w korkach (jednak)

Chyba wczoraj za bardzo się nachwaliłem, że tak fajnie mi się jeździło. Dzisiaj wyjeżdżając ze stolicy, wpadłem w takie korki, że od razu mi przeszło. Jedyną moją pociechą był widok samochodów wjeżdżających do miasta. Bo jeżeli ja miałem problemy, to im wjazd do centrum zajmie pewnie czas do rana. Byłem też dzisiaj po raz pierwszy na Bielanach. Podobało mi się, fajne miejsce. Polecam zwłaszcza mały, niepozorny bar z irańskim jedzeniem, gdzieś niedaleko ulicy Dantego. Druga rzecz godna polecenia to miejscowy bazar. Myślałem, że nasz katowicki jest szokujący wizualnie, ale ten na Bielanach zrobił na mnie wrażenie. Zrobiłem tylko dwa zdjęcia. A potem uciekłem. Nie, nikt mnie nie gonił, tylko moje oczy musiały znaleźć chwilę ukojenia w widoku budynku stacji metra. Jest dobrze zaprojektowany i na szczęście był tylko 50 metrów od tego płotu. Zdjęcia, które Wam pokazuję, są tylko zabawne. To, co ja widziałem na bazarze, było zbyt przerażające, by publikować. To, co trochę widać za płotem, mo

Warszawa bez korków (prawie)

Kolejny wieczór spędziłem na szukaniu kadrów i nocnych pejzaży. Niby Warszawa jest mocno rozświetlonym miastem, ale gdy chcesz znaleźć konkretny kadr to zawsze się okazuje, że ten konkretny budynek jest ciemny. Adriana, która była wczoraj moim przewodnikiem, wypatrzyła fajny zakątek z widokiem na budynek sądu, coś jeszcze i Pałac Kultury. Niestety to "coś jeszcze" było ciemne. Postaliśmy, ponarzekaliśmy, ale ostatecznie zrobiłem zdjęcie. Schowałem aparat do walizki, poskładałem statyw i wróciliśmy do samochodu. I właśnie w tym momencie to "coś jeszcze" rozświetliło się. Cudownie, wróciliśmy na miejsce, rozłożyłem statyw, wyjąłem aparat, prawie ustawiłem kadr i światła zgasły.... Raczej nie przytoczę tu mojego ówczesnego komentarza. Jeżdżenie po Warszawie nocą jest zdecydowanie przyjemniejsze, niż w środku tygodnia w czasie szczytu. Tym razem jednak czas, jaki zaoszczędziłem na przejazdach, strawiłem na czekaniu, aż przejedzie wreszcie kilka samochodów i narysuje mi

Szukam hydraulika

Gdybym (to bardzo hipotetyczna sytuacja) szukał hydraulika to najłatwiej znaleźć go w windzie. A szczególnie w warszawskiej windzie. Różne rzeczy już widziałem, ale widok tej windy w pięknym nowym budynku, zaskoczył mnie kompletnie. Potraktowanie jej ścian jako tablicy ogłoszeń, zrobiło na mnie wrażenie. Aż musiałem przejechać się nią ze trzy razy. Przyjechałem do Wawy, by zrobić zdjęcia potrzebne do kalendarza AD. Jeżeli widzieliście gościa, który w nocy biegał z wielkim statywem po ulicach, to pewnie byłem ja.  Winda w wersji Eko - design                                                   Jakby co, to ten numer nie ja Wam dałem :) 

Będziemy się kłócić czyli reklama kontra reportaż

Siedzieliśmy dzisiaj z Grzegorzem Klatką nad wyborem zdjęć do naszego wspólnego wykładu w Muzeum Śląskim. Gdy dostałem propozycję przygotowania wykładu o fotografii reklamowej w muzeum, moje wrodzone lenistwo skłoniło mnie do znalezienia rozwiązania, które pozwoli mi na zrzucenie części pracy na kogoś innego. Zaproponowałem więc, by pokazać temat z punktu widzenia fotografa reklamowego w opozycji do fotografa dokumentalnego. Nie ma możliwości, żebyśmy się nie spierali o sposób, w jaki fotografujemy. Różnice są we wszystkim. Ja noszę aparat w solidnej walizce, wypełnionej gąbką, gdzie każdy obiektyw ma swoje miejsce, a Grzegorz swój wrzuca do płóciennej torby, w której aparat obija się o klucz francuski i jakąś butelkę. Ja pokazuję rzeczywistość i prawdę w sposób korzystny, a Grześ w sposób drastycznie realny. Ja znajduję modeli na castingach, a on na ulicy. I na dodatek nigdy nie ma ze sobą na sesji wizażystki ani fryzjera!!! Zresztą, fotografia dokumentalna czy reportażowa jest pros

Cisza na planie czyli lista moich wpadek

Oto jak wyglądała moja najnowsza wtopa. Wynajmowałem dzisiaj studio ekipie z Warszawy, która kręciła reklamówkę wyborczą. Wynajem studia to dla mnie nie pierwszyzna ale do tej pory zawsze robiono zdjęcia, a nie film. Niby mała różnica. Tu używa się światła i tu używa się światła. Film ma za to jeden drobny, dodatkowy element. Dźwięk. A dźwięk to nie tylko to, co mówi bohater filmu, ale i rozmowy, upuszczone łyżeczki i dzwoniące komórki. Powinienem o tym wiedzieć, przecież kiedyś nawet wybierałem się na inżynierię dźwięku ( ...gdyby nie ta fizyka.... ). A jednak nie pomyślałem, że skoro będą nagrywać to w całym studio musi być cisza absolutna. No i dzisiaj całe studio było sparaliżowane. Gosia nie mogła obrabiać zdjęć, bo słychać było klikanie myszki. Wszystkie telefony wyłączone. W kibelku wodę spuszczałem pooowoooluuutkuuu. I nie zapomnę miny Daniela, gdy, będąc na drugim końcu studia, za zakrętem korytarza, w kuchni za ledwo uchylonymi drzwiami, wyciągając słomkę z szeleszczącego,

Katalogowanie drzew w lesie czyli co zrobić gdy nie wiesz co fotografować

Gdy kupiłem swoją pierwszą lustrzankę, a było to dawno temu, bardzo chciałem robić zdjęcia. Nie wiedziałem tylko za bardzo, jakie to mają być zdjęcia. Razem z moim przyjacielem Adamem chodziliśmy na "plenery". I najczęściej był to park. W końcu gdzie jak gdzie, ale w parku musi być ładnie. A jak jest ładnie to trzeba tam robić zdjęcia. Włóczyliśmy się więc tam i z powrotem po półdzikim Parku Kościuszki i robiliśmy zdjęcia drzewom. Było jedno drzewo na zdjęciu, dwa drzewa, dużo drzew, mało drzew, drzewo z bliska, drzewa z daleka. Mam zdjęcia drzew latem, jesienią i zimą. Ogólnie mówiąc, robiliśmy zdjęcia kompletnie bez sensu. Na wiosnę już zmądrzeliśmy i przestaliśmy robić zdjęcia. Zresztą wszystkie drzewa i tak mieliśmy już skatalogowane. Chyba ważniejsze wtedy było samo fotografowanie, a nie uzyskanie dobrych fotografii. Gdy patrzę, jak wielu ludzi pstryka zdjęcia (nie znoszę tego określenia ale tu znakomicie pasuje) to jestem pewien, że są na tym właśnie etapie.  Dlatego

Ile trwa dzień pracy fotografa?

3 godziny? 6 godzin?  A może tylko godzinę? Przecież zrobienie zdjęcia trwa tylko chwilę. Taki jest zwykle stan wiedzy ludzi, którzy nigdy nie mieli z profesjonalną fotografią nic do czynienia. Mój dzisiejszy dzień pracy trwał od 9:00, gdy wyjechałem na sesję, do 23:00, gdy dotarłem do domu. Słaby jestem z matematyki i nawet nie mam ochoty liczyć, ile to jest godzin. A do zrobienia miałem tylko 6 zdjęć. To prawda, że nie jestem gościem, który pracuje bardzo szybko. Ale też nie obijałem się.  Nie licząc godzinnego dojazdu, cały czas pracowałem. Czy kadr jest dobry? Może trochę w lewo? Nie, wracamy w prawo. A gdyby tak niżej? O, teraz lepiej. I jeszcze trochę obrócimy... No, może być. Światło wyżej. Sprawdzam. Za dużo, zmniejszam. Sprawdzam. Wypełnienie za małe, dodaję. Sprawdzam. Główna lampa niżej. Sprawdzam. Bardziej w lewo. Sprawdzam. Ostrość. Sprawdzam. Jednak wyżej. Sprawdzam. Sprawdzam. Sprawdzam... W międzyczasie układamy elementy stylizacji. Może to albo to. A może lepiej tak.

Ze strychu do Londynu

Dzisiaj będę się chwalił, co rzadko mi się zdarza.  Przed godziną dostałem maila z informacją o publikacji mojego edytorialu w wydawanym w Londynie magazynie fashion - MC MAG. Bardzo mnie ta informacja ucieszyła, bo zobaczenie własnych fotografii w zagranicznym magazynie to zawsze świetna sprawa. Tak bardzo się cieszę, że aż będę pisał dzisiaj poważnie. Ale obiecuję, że jutro wrócę do dawnej formy. Sesję stworzyłem we współpracy z młodym i odjechanym stylistą Grzegorzem Poradą. Grzegorz wpadł na pomysł, by sesję zrobić w jakiejś piwnicy. Ja zaproponowałem własny strych. I tak zostało. Najlepsze w tym wszystkim było to, że nie napracowaliśmy się nad aranżacją. W zasadzie nie zrobiliśmy nic. Strych po prostu tak wygląda i chwała za to moim sąsiadom, którzy uznali, że te rzeczy będą im jeszcze potrzebne. Moje były jedynie dzieła Lenina, które kupiłem w czasach, gdy kosztowały mniej, niż zwykła gazeta. Przez lata bardzo dobrze się sprawowały w roli podstawek pod kolumny. Za dobrą atmosf

Jak było na VII Międzynarodowym Festiwalu Fotografii W Rybniku

Było fajnie. Jak zwykle przyjechałem w ostatniej chwili, bo trochę czasu trwał powrót z gór. Zdążyłem wprost na rozpoczęcie prezentacji Szymona Brodziaka, faceta, którego akty podobają mi się najbardziej ze wszystkich polskich fotografów. Na początku trochę mu nie szło i gubił się w pokazywanych zdjęciach. Ale ja też bym się pogubił, gdybym dostał komputer z Windowsem. Szymon opanował w końcu kompa i dalej poprowadził ciekawy wykład. Najważniejsze wnioski można zawrzeć w kilku zdaniach. Jak chcesz robić fajne zdjęcia to musisz być konsekwentny i robić z całym przekonaniem to co uważasz, że jest dobre. I być wytrwałym. I mieć szczęście do ludzi, z którymi pracujesz. Fajny koleś z tego Szymona i ma rację. Następny był Andrzej Dragan. Niespecjalnie lubię jego estetykę i zacięcie do fotografowania zmutowanych kotków w formalinie, ale muszę przyznać, że facet jest dobry w tym, co robi. Nie sądzę, bym chciał zrobić coś choć trochę podobnego do jego prac ale gdybym nie wysłuchał jego wykład

Warsztaty na Rycerzowej

Dotarłem dzisiaj na Rycerzową, gdzie robimy warsztaty z fotografii pejzażowej. Prowadzi je dzisiaj Maciek Stobierski, a ja tym razem jestem w roli widza. Fajnie czasem spojrzeć z boku na pracę podobną do własnej.