Przejdź do głównej zawartości

Posty

Wyświetlanie postów z wrzesień, 2010

Frytki z Częstochowy

Z czego słynie Częstochowa? Z frytek oczywiście. Jest tam ulica, gdzie stoi jedna budka obok drugiej i w każdej sprzedają pyszne frytki na wagę. Od dawna słyszałem o tym i dzisiaj postanowiliśmy to sprawdzić. W końcu z Katowic do Częstochowy jest tylko 70 km świetną dwupasmówką. Całe szczęście, że są te dwa pasy i bardzo mało świateł, a radarów zaledwie około dziesięciu. Dzięki temu jechaliśmy tylko półtorej godziny. Aż strach, co by było, gdyby droga była jednopasmowa. Ponieważ jechaliśmy ze średnią prędkością 5 km/h, mogłem dokładnie się przyjrzeć, jak bardzo rozbudowują się nasze piękne drogi. Zauważyłem również ogromną troskę o dokładne wykonanie nawierzchni. Każdemu robotnikowi, który starannie wykonywał swoją pracę, dwóch innych przyglądało się, sprawdzając, czy robi to dostatecznie dobrze. Myślę, że dzięki tej rewolucyjnej metodzie, będziemy mieli znakomicie wykonane drogi. W Częstochowie pierwsza napotkana osoba pokazała nam, jak dojechać do owej cudownej ulicy. Wszystko wyg

Jak sterować pszczołą i rybą

Psa można nauczyć wiele rzeczy i wytresować tak, by robił to, co chcemy na zdjęciach. Kota od biedy też można namówić, by pojawił się w kadrze tam, gdzie chcemy. Ale jak namówić do współpracy pszczołę albo rybę? Wbrew pozorom jest to całkiem łatwe. Czasem najlepiej jest nie zdawać sobie sprawy z wielkości problemu. Kiedyś udało mi się rozpocząć pracę z bardzo dużą agencją, bo potrafiłem zrobić zdjęcie ryby. Dostałem telefon z pytaniem, czy mam zdjęcie złotej rybki? No, nie mam, ale mogę zrobić przecież. Nie,nie, to jest bardzo trudne, dwóch fotografów już próbowało, ale nie udało im się, bo ryby pływają zbyt szybko. No to trudno. Ale co może być trudnego w zrobieniu zdjęcia złotej rybki? Nie trzeba jej czesać, ani malować, stylistka też się nie przyda i na dodatek ryba nie będzie marudzić, bo nie powie ani słowa. Nie dawało mi to spokoju, więc zadzwoniłem do agencji i zadeklarowałem, że zrobię na drugi dzień to zdjęcie. Powiedzieli, że bardzo się cieszą, ale w głosie było wyraźnie

Po co fotografowi McDonald's

Nie przeczę, kiedyś wierzyłem, że jedzenie w McDonaldzie jest zdrowe i dobre. Dzisiaj uważam, że niektóre rzeczy są tylko dobre. Bez względu na wszystko ta prozdrowotna restauracja będzie dla Ciebie bardzo ważna, jeżeli jesteś zawodowym fotografem. Są co najmniej dwa powody: Pierwszy.  Jeżeli zajmujesz się zawodowo fotografią to oznacza, że Twój dzień pracy jest długi i nieprzewidywalny. Na dodatek często jeździsz w teren i trafiasz w najdziwniejsze miejsca, ciągle się spiesząc. Zakładam również, że musisz też czasem coś zjeść, bo to, że musisz się napić, nie ulega wątpliwości. W końcu kawa jest niezbędna w tym zawodzie. (wszyscy moi asystenci, pracę w studio zaczynają od nauki obsługi ekspresu do kawy). Nie ma więc takiej możliwości, by kiedyś w końcu w akcie desperacji nie zajechać po zdjęciach lub w trakcie nich do Mc. Ja robię tak, bo chociaż lubię poznawać nowe smaki, to zwykle boję się zaryzykować hamburgera w przydrożnym barze i z utęsknieniem wypatruję dużego M na drodze. D

Zrób sobie 3D

Świat ogarnął jakiś szał na punkcie trzech wymiarów. Do kina warto iść tylko na film 3D, jak kupujesz telewizor to tylko 3D, a i reklamę aparatów 3D dzisiaj widziałem. Sam nie wiem, jak jeszcze funkcjonuję, nie mając tego wszystkiego. Ale za chwilę będzie era 4D i znowu kupimy nowy sprzęt. Ja myślę, że jeszcze trochę poczekam i kupię telewizor 7D, gdzie oprócz normalnych trzech wymiarów, będę jeszcze czuł zapach perfum Angeliny Jolie, przy scenie trzęsienia ziemi pospadają mi wszystkie zdjęcia ze ścian, następnie zaleje mnie tsunami, a w końcowej scenie spróbuję wina, które będzie pić Angelina i jej facet.  A potem pewnie technologia pójdzie dalej i nie tylko wina będzie można spróbować... A na razie pokażę, jak samemu zrobić zdjęcie 3D. Przepis jest bardzo prosty. Zobaczyłem świecące płyty chodnikowe, było dosyć ciemno i kontrast zrobił się ogromny. Aparat miałem na statywie, ustawiłem przesłonę 5.6, czas 1,6 s, a wszystko to przy czułości 100 ISO. Teraz odbyła się najważniejsza czę

O czułości czyli za co kocham cyfre i inne rozmyślania bez sensu

Uwielbiam dyskusję na temat szumów lustrzanek i innych aparatów cyfrowych. Nigdy nie rozumiałem, jak można spędzać całe godziny fotografując tablice testowe, a następnie analizując zdjęcia pod kątem kształtu ziarna. Jasne, że jest to ważna sprawa, jak sobie dany aparat radzi w kiepskich warunkach oświetleniowych. Sam dzisiaj przez godzinę sprawdzałem obiektyw, nad którym się zastanawiam. Czytałem i czytałem, przeglądałem tabelki, porównywałem parametry. I co? I nic mi to nie dało. Nie byłem mądrzejszy, niż przed lekturą. Dowiedziałem się, że mój obiektyw ma rozdzielczość na środku kadru 40 lpmm, a ten, który mnie interesuje, ma 42 lpmm.  Jeden ma winietowanie na poziomie 10%, a drugi 12%. Co mogę się na podstawie tych danych dowiedzieć? Oczywiście, że patrząc na cyferki można mniej więcej ustalić, czy obiektyw jest dobrej klasy, czy też koszmarnie kiepski. Ale, czy teraz wiem, jak obiektyw rysuje, jak rozkłada się głębia ostrości i czy rozmycie będzie mi się podobało? Oczywiście, że ni

Wieczór bułgarski w wersji light

Wróciłem  z kolejnego wieczoru bułgarskiego* czyli sprawdzania smaku piwa w poszczególnych knajpach. W raporcie napiszę: Schron - Lech rządzi, Kato - Primator na wciąż wysokim poziomie, Akant- Pilsner dzisiaj ma kiepski dzień. W kategorii Klimat, Kato na pierwszym miejscu, Akant bardzo dobrze, Schron słabo. Tyle komunikatu o stanie piwa na Rawie. Jak widzicie, tylko trzy knajpy dzisiaj, następnym razem będę bardziej przykładał się do badań. Pies z piłką - bez związku z tematem, ale fajny * wieczór bułgarski - patrz : http://arturnyk.blogspot.com/2010/08/wieczor-bugarski-w-kato.html

Przegląd portfolio czyli o krytykach, których nie zawsze trzeba słuchać

Mam swoje zdanie na temat : "kto wielkim artystą jest".  A mówiąc konkretnie, mam gdzieś to, co wmawia mi opinia publiczna, autorytety i znawcy. Nie mam kompleksów gdy okazuje się, że nie znam kogoś, kogo znać się powinno. Zawsze jednak chętnie poznaję prace nowych fotografów, grafików, designerów. Każdemu daję równe szanse i każdy  może być uznany za artystę genialnego lub beznadziejnego. Ale jest to tylko moje zdanie i tak naprawdę nie ma żadnego znaczenia dla samego artysty. Mam też swoją teorię, że stopień uznania dzieła przez krytyków, jest zależny wprost od nazwiska twórcy. Nie wierzę też, by znawcy posiedli jedyną i niezaprzeczalną wiedzę o tym, co jest dobre, a co kiepskie. Na czym opieram swoją teorię? Na własnych doświadczeniach, wszystko może się więc okazać jedną wielką bzdurą. Nawet chciałbym, aby tak się stało. Zdarzenie, które najbardziej przekonało mnie do takiego stwierdzenia, to Przegląd Portfolio w ramach Międzynarodowego Festiwalu Fotografii w Łodzi. P

Gwiezdne Wojny nad Krakowem

Dopiero co wróciłem z Krakowa i choć jest głęboka noc, nie mogłem przecież zostawić Was bez porannej lektury do kawy :) Przygotowuję materiał do nowego kalendarza dla AD (z pięknymi paniami bez pięknych sukienek) i potrzebuję trochę zdjęć nocnych miast. Biegałem więc po nocy z aparatem po Katowicach, a teraz przyszła kolej na Kraków. A tam czekała mnie niespodzianka. Cały rynek był zasypany różnego rodzaju światłami, jak na zamówienie. To, co zobaczyłem, mogło mi się skojarzyć tylko z Gwiezdnymi Wojnami. Jakbyście obejrzeli wszystkie odcinki po kilkadziesiąt razy to też byście tak zareagowali. Podświadomie czekałem tylko na  pojawienie się szturmowców. Zamiast nich podszedł facet z pytaniem, czy umiem przewinąć film w Praktice. Jasne, że umiem, na takim aparacie uczyłem się robić zdjęcia, choć nie miałem go w ręku od kilkunastu lat. Fajna rzecz, taki manualny aparat. Bitwa o Kraków zakończyła się  zwycięstwem Rebelii, o północy było już cicho i spokojnie. Tylko kilku szturmowców Imp

Przychodzi baba do serwisu...

Oto całkowicie prawdziwa historia. Poszedłem dzisiaj do serwisu foto, by wyczyścić po raz kolejny moją samoczyszczącą się matrycę. Prawie siłą wcisnęła się przede mną kobieta z aparatem Sony (tak, jeszcze raz przyznaję, nie darzę serii Alfa sympatią). Okazało się, że jej aparat wydaje dźwięki podobne do dźwięku przeciągnięcia patykiem po drewnianym płocie. Serwisant od razu wytłumaczył pani, że jest to efekt uszkodzenia mechanizmu przeniesienia napędu w obiektywie. A był to obiektyw plastikowy, kitowy, czyli kijowy. Pani wielce się przeraziła, bo musiała codziennie robić nim zdjęcia do sklepu internetowego i działający aparat był jej niezwykle potrzebny. Gdy po długiej rozmowie dotarło do niej, że wystarczy zostawić w serwisie tylko obiektyw, odetchnęła z ulgą. I stwierdziła: To trudno, zostawię tu obiektyw i na razie będę robić zdjęcia bez obiektywu.... Było mi bardzo ciężko opanować śmiech, ale w końcu nie każdy musi się znać na fotografii. Przypomniała mi się jeszcze jedna history

Zabawa w Indian czyli o koniach i krasnoludkach

Wykorzystałem dzisiaj ładną pogodę, by zrobić zdjęcia w plenerze. Oprócz podstawowego tematu, czyli basenu, miałem też dla klienta zrobić kilka zdjęć koni z jego stadniny, jako dodatkowe ilustracje do katalogu. O fotografowaniu koni wiedziałem tyle, co o fotografii mikroskopowej, czyli nic. Ale w końcu, co może tu być trudnego? Najpierw musiałem znaleźć te konie. Dostaliśmy wskazówki, w którym kierunku iść, przeszliśmy ogrodzenie pod napięciem, błoto i małe bagienko, wzgórze, łąkę i zobaczyliśmy je. Może nie był to taki tabun koni, jaki widziałem w westernach, ale dostatecznie dużo, by nas stratować. Tak jakoś mi się skojarzyło. Gosi, mojej asystentce, chyba też, bo trzymała się daleko za mną. Najchętniej wyjąłbym z torby obiektyw 600 mm, problem polegał na tym, że nigdy w życiu nie miałem takiego. Pozostało mi więc założyć to, co mam, czyli 70-200/4 L IS. Bardzo lubię ten obiektyw, bo jest lekki , a parametrami dorównuje jaśniejszemu bratu. Ogniskowa 200 to nadal mało, gdy nie chce

Historyczne odkrycie w lodówce

To odkrycie zaczęło się bardzo trywialnie. Po kilku latach podjąłem decyzję: trzeba rozmrozić wreszcie lodówkę. W szufladzie na dole od dawna leżał jakiś mały pakunek w czarnym worku. Jakoś nigdy nie zastanawiałem się, co w nim jest. Czasem rodzice przechowują coś w mojej lodówce, gdy brakuje im już miejsca we własnej. Sądziłem, że to właśnie jedna z tych rzeczy. Dzisiaj dotarło do mnie, że nigdy nie zastanowiłem się, dlaczego ten pakunek leży tam od tak dawna... Zajrzałem do środka. Tak rozpocząłem sentymentalną podróż w głąb czasu. W środku był cały przekrój filmów, jakich kiedyś używałem. Parę wąskich, szerokie negatywy i diapozytywy, a nawet klisze 4x5 cala. Nie mam pojęcia, ile lat tam leżały, myślę, że około pięciu. Oczywiście wszystkie są już od dawna przeterminowane. Dawno już nie widziałem filmów, a kiedyś był to chleb codzienny. Przypomniało mi się, które z nich najbardziej lubiłem. Znalazłem tu negatyw Kodaka, Portra 160VC czyli vivid color i 160NC, natural color, dwa filmy

Dlaczego nie nadaję się na fotografa ślubnego

Doszedłem już do siebie po wczorajszej imprezie, co nie było aż takie proste... Nie pamiętam, na ilu już ślubach robiłem zdjęcia, tak na około 30-40. A jednak ciągle czuję się w roli fotografa ślubnego jak amator. Po pierwsze, zawsze robię to dla moich znajomych, po drugie, mam sprzęt trochę inny, niż zawodowi fotograficy ślubni (zdarzyło mi się już robić zdjęcia w kościele na 24 shift tylko dlatego, że nie miałem normalnego szerokiego kąta). Moją pierwszą od lat lampę Canona kupiłem dopiero w tym roku, nigdy wcześniej nie była mi potrzebna. I właśnie tę lampę miałem wczoraj ochotę wrzucić pod nadjeżdżający pociąg, gdyby jakiś akurat przejeżdżał w okolicy ołtarza. Ale zacznijmy od początku. Jestem przyzwyczajony do lamp studyjnych,  mogę sobie na nie założyć dużego softa albo czaszę, która zaświeci dokładnie, jak zechcę. Pracują tylko w trybie manualnym i bardzo dobrze, bo wiem, czego mogę się po nich  spodziewać. Takie małe coś, co daje płaskie światło na wprost, nigdy nie było mi p

Premiera czyli zdjęć dzisiaj nie będzie

Zawsze musi być tak, że kiedyś musi być pierwszy raz. I właśnie dzisiaj po raz pierwszy piszę online z wesela mojej przyjaciółki Dominiki. Mój Ajfon debiutuje w roli komunikatora- komputera. Wesele jakie jest zakładam, że wiecie. To jest bardzo fajne, ale nie jestem tu tylko w roli gościa, ale i fotografa. Jutro w związku z tym będzie dłuższy wpis pod tytułem: Dlaczego nie nadaję się na fotografa ślubnego. Tymczasem na stole czeka na mnie dobre wino, na które zasłużyłem. W końcu mam już zrobione 16 GB materiału :) Wam też życzę udanego wieczoru:) Ps. Jak byście się czuli gdyby lampa zwariowała w momencie przysięgi i nakładania obrączek?

O ruszaniu czyli wreszcie konkretne porady

Jako, że idzie weekend, a to nie nastraja mnie ochoczo do pracy, postanowiłem trochę poleniuchować i zamiast wymyślać, co bym mógł tu mądrego napisać, postanowiłem wrzucić tu mały poradnik, który leży od dawna na moim biurku. Napisałem to tak prosto, że sam też wreszcie zrozumiałem, jak to jest z ruchem w fotografii. Fotografia to utrwalanie ruchu. (nie zawsze, ale chciałem mieć mądry początek). Nie jest to jednak takie proste, jak się wydaje. Wyobraźmy sobie kobietę stojącą w kwitnącym sadzie. Słońce świeci jej w twarz, silny wiatr rozwiewa włosy i porusza gałęziami drzew, targa jej sukienkę. Pstryk i mamy zdjęcie. Ale tego wszystkiego nie widać. Gałęzie są nieruchome, parę kosmyków włosów sterczy w różne strony, a sukienka też przybrała jakiś dziwny kształt. Zamiast utrwalenia chwili, mamy na zdjęciu tylko bardzo krótki moment zupełnie nie oddający nastroju. Z ruchem możemy sobie poradzić na dwa sposoby: albo go "zamrozić", używając bardzo krótkiego czasu naświetlenia al

Po co ja to w ogóle robię?

Dzisiaj będzie poważnie i filozoficznie. Postanowiłem napisać dlaczego piszę? NIE, nie klikajcie teraz w najnowsze wiadomości z sejmu, sądząc, że będzie to ciekawsze, niż moje wywody. Nie będzie tak źle. Bo gdybym zdecydował się na taki temat w momencie, gdy urząd skarbowy właśnie zablokował mi konto, mój aparat spadł ze statywu, z samochodu ukradli mi koła i na dodatek klient zmieszał z błotem zdjęcia, z których byłem tak dumny, to bym Was zrozumiał. Ale nic takiego się nie stało. Ba, nawet jeden z klientów bardzo pochwalił materiał, który dostał. Dotarła bowiem do mnie dzisiaj świadomość odpowiedzialności. Gdy w sierpniu zrobiłem pierwszy wpis i napisałem " na dobry początek " pod zdjęciem zrobionym na stacji benzynowej i to do tego telefonem, nie zdawałem sobie sprawy, do czego to wszystko prowadzi.  Mam w kompie kilkadziesiąt tysięcy zdjęć mniej lub bardziej fajnych, które miałem zamiar tu wrzucać. Nie nadawały się na moją stronę bo tam mam tylko fotografie reklamowe.  

Zakaz fotografowania czyli jak poradzić sobie z ochroną

Kiedyś miałem świetną zabawę z fotografowaniem obiektów ze znakiem Zakaz Fotografowania. Pamiętam jeszcze do dzisiaj dreszczyk emocji, gdy robiłem zdjęcie tak ważnym i strategicznym obiektom, jak dworzec kolejowy z jednym peronem, czy elektrowni wodnej zasilającej jedną wieś.  Dzisiaj zupełnie inne obiekty są "chronione" zakazami.  Dostałem kiedyś bardzo fascynujące zadanie sfotografowania hipermarketu w Warszawie dla firmy, która go zbudowała. Nauczony już wcześniejszymi doświadczeniami, dokładnie wypytałem się, czy załatwili wszystkie potrzebne pozwolenia.  Gdy dostałem pozytywną odpowiedź, pojechałem na zdjęcia. Front budynku był dobrze oświetlony tylko wczesnym porankiem, jeszcze przed otwarciem sklepu. Miało to dodatkowy plus, bo parking był pusty i nic nie zasłaniało elewacji. Ustawiliśmy mój ciężki statyw, aparat, kadr, światło zrobiło się optymalne, właściwie już mogę robić zdjęcia, a tu idą do nas dwaj panowie  ubrani na czarno z bardzo groźnymi minami. Czy

Jak to jest mieć szczęście i nie zgubić aparatu

Pisałem ostatnio o tym , że warto robić przemyślane zdjęcia i bardzo się mądrzyłem na ten temat. A czasem trzeba mieć po prostu szczęście.  Robiłem w Tunezji dużą sesję dla biura podróży, gdzie fotografowałem hotele i atrakcyjne dla turystów miejsce. Ekipa była spora, ilość pracy jeszcze większa, a różnice kulturowe olbrzymie. Musiałem bardzo szybko nauczyć się miejscowych obyczajów, zwłaszcza, jak prowadzić kulturalne rozmowy na temat planowania zdjęć. Okazało się, że na początku nie byłem zbyt uprzejmy, mówiłem cicho i spokojnie, jak zawsze. Gdy jednak przyjrzałem się, w jaki sposób nasz kierowca rozmawia ze swoim szefem, pojąłem, jak powinienem to robić. Czyli zacząłem krzyczeć. I okazało się, że teraz jestem dostatecznie uprzejmy, by moje argumenty zostały wzięte pod uwagę.  Był jeszcze drugi równie skuteczny sposób rozmowy. Gdy na lotnisku zatrzymano nas do kontroli bagaży, bo nasze torby ze sprzętem wyglądały podejrzanie, rozmowa z celnikiem wyglądała tak: co to jest? Aparat

Jak wylądowałem w lesie

Wymyśliłem kiedyś serię fotografii mebli dla Swarzędza w plenerach. Pierwszą fotę robiliśmy w lesie. Było to bolesne zderzenie z solidnością tych mebli (czytaj : wagą). Okazało się też, że drzewa były w ogóle nie przystosowane do sesji zdjęciowych, gałęzie były nie w tych miejscach, gdzie powinny być, trawa była cała zaśmiecona liśćmi, a światło też nie zachwycało swoim profesjonalizmem, bo ciągle się zmieniało. Z własnej winy musiałem pracować w tych okropnych warunkach, zamiast spokojnie siedzieć w studio i robić zdjęcia na białym tle.  Ale las był tylko początkiem całej serii męczących sesji.  Zaraz potem, bogatszy o doświadczenie związane z wagą mebli, zrobiłem jeszcze jedno zdjęcie w lesie, wśród paproci. Tym razem znalazłem firmę transportową, gdzie zamówiłem usługę : proszę zawieźć tą szafkę do lasu, a po 3 godzinach zabrać ją z powrotem. Okazało się, że dla nich to kolejna standardowa usługa, nie widzieli w tym nic dziwnego. Za to ja zacząłem się zastanawiać co w takim raz

Przechowalnia kotów czyli o ulubionym obiektywie

Wszyscy wiedzą, że lubię bardzo koty i w związku z tym od czasu do czasu ktoś prosi mnie o zaopiekowanie się jakimś kotkiem przez parę dni. W ubiegłym roku była u mnie przez dwa tygodnie czarna kotka. I tyle o zwierzątkach, bo miało być o obiektywie. Kiedy jeszcze pracowałem na Mamiya'i, moim ulubionym obiektywem do wszelkich zastosowań był 150/3,5.  Szkło portretowe o małej głębi ostrości i świetnym rysunku. Robiłem nim wszystko, od ludzi po zdjęcia makro (oczywiście z pierścieniami pośrednimi). Szukałem długo czegoś podobnego z Canona i po przeczytaniu wielu testów i obejrzeniu całej góry zdjęć, zaryzykowałem 85/1,8. I nie żałuję. Znowu mam obiektyw, którego najchętniej nie zdejmowałbym z aparatu. Oczywiście przed kupnem miałem wątpliwości, czy nie powinienem kupić wersji ze światłem 1,2. Obiektyw jest większy, czyli mógłby robić większe wrażenie na klientach :). Był sporo jaśniejszy, czyli mógłbym fotografować w gorszych warunkach oświetleniowych lub użyć krótszych czasów. Mia

Mniej znaczy więcej czyli ile lamp jest potrzebnych w studio

Może to lenistwo, ale z czasem zacząłem używać coraz mniej lamp. W rekordowym momencie miałem ich w studio 11 i ciągle wydawało mi się, że przydałoby się jeszcze kilka. Nie przeczę, czasem przydaje się tyle lamp, jednak ostatnio coraz częściej ciężko mi wymyślić, do czego mogłyby mi być potrzebne. Przy okazji porządków mojej biblioteki zdjęć, znalazłem dokumentację z sesji packshotów dla Alpinusa. Przyjrzałem się temu zdjęciu i nie mogłem sobie w żaden sposób przypomnieć, po jaką cholerę postawiłem 6 lamp, by zrobić zdjęcie jednemu małemu plecakowi... Myślałem, myślałem i doszedłem do wniosku, że źle to wtedy wymyśliłem. Powód jest prosty, wtedy po prostu nie myślałem, jak robić zdjęcia w prosty sposób! I pomyśleć, że zrobiłem dla Alpinusa ponad 2000 zdjęć :) Miałem w tamtym czasie okres "softboksowy", używałem ich na potęgę. Softboks był lekiem na każde zło. Dzisiaj zrobiłbym to samo zdjęcie, używając pewnie dwóch lamp i to bez softów, a efekt byłby znacznie lepszy. Parę

Czy każde zdjęcie musi mieć temat?

Generalnie fajnie jest wiedzieć, co się chce sfotografować, mieć pomysł na zdjęcie, przemyślaną kompozycję itd. Tak zwykle staram się robić i im więcej popracuję nad zdjęciem w swojej głowie, tym lepszy jest efekt.  A drugiej strony, są sytuacje, gdy gotowe kadry same pojawiają się przed naszymi oczami. Wtedy trzeba być szybkim, jak Lucky Luke, szybszym nawet, niż własny cień. Ostatnio miałem szansę na bardzo fajne zdjęcie. Szedłem sobie ulicą, a tu nagle przede mną z bramy wychodzi facet i niesie dwa damskie manekiny (albo pół manekiny, bo były tylko od pasa w górę), kompletnie ubrane i w perukach. Najlepsze było jednak to, jak je niósł. Trzymał je za szyje, co wyglądało, jakby dusiciel targał swoje ofiary.  Zachowałem się, jak profesjonalny  reporter, 0,6 sekundy wystarczyło mi na podjęcie decyzji o zrobieniu zdjęcia. 0.85 sekundy poświęciłem na ustalenie kadru. 5 sekund zajęło mi wyjęcie telefonu z kieszeni ( jak zwykle nie wiedziałem, w której jest), 8 sekund trwało uruchomi

Złodziej na sesji

Każdy fotograf ma chyba podświadomie działające przyzwyczajenie, by swój cenny sprzęt fotograficzny mieć cały czas na oku. Boimy się, by nie stracić naszych ulubionych zabawek i trzymamy je blisko siebie. A jednak czasami wyluzowujemy i mamy przeświadczenie, że w tym miejscu nic nam nie grozi, więc możemy aparat położyć gdziekolwiek. Ja miałem taką sytuację bardzo niedawno. Fotografowałem wspinaczkę na skałkach w Rzędkowicach. Ostatnie zdjęcie miało być na szczycie, podeszliśmy więc pod skałę od tyłu, gdzie jest dosyć łagodne podejście i pewni, że jesteśmy sami, zostawiliśmy wszystkie torby i bagaże. W pewnym momencie, będąc już na szczycie, zobaczyliśmy, że do naszych rzeczy dobiera się złodziej. Zdążył złapać mniejszą torbę i uciekł spłoszony naszymi krzykami. Tym złodziejem był bardzo chudy lis. Zbiegliśmy na dół w poszukiwaniu torby. Leżała niedaleko trochę rozbebeszona ale wszystko było, lis nie znalazł nic do jedzenia, a reszta go nie zainteresowała. Po chwili zauważyliśmy go

O archiwizowaniu zdjęć czyli ucz się na moich błędach. Część II

Pierwsza cyfra i pierwsze pliki RAW spowodowały pierwsze pytania, jak właściwie przechowywać zdjęcia. Kombinowałem strasznie, wymyślając kolejne cudowne sposoby na takie zorganizowanie mojego archiwum, by po tygodniu nadal móc się w tym połapać. Osobno trzymałem RAWy, osobno Tiffy i jeszcze gdzieś jpegi, by w kolejnej wersji zmienić pomysł i wszystkie pliki trzymać w jednym katalogu. Spowodowało to oczywiście mnóstwo chaosu i bałaganu, z którego potem wygrzebywałem się przez miesiące. A w czasie, gdy ja wymyślałem kolejny genialny sposób na archiwizację, produkowałem coraz więcej i więcej nowych plików. Potem zmieniłem aparat i na dodatek RAWy zrobiły się cięższe i sytuacja stawała się jeszcze gorsza. Mam też jedną okropną wadę... skasowanie każdego zdjęcia sprawia mi wielki ból. No bo dlaczego mam wyrzucić fotografię, nad którą ciężko pracowałem? Co z tego , że dopiero 153 była dobra? W tych poprzednich też jest coś dobrego, w jednej lepsze światło w górnym, prawym rogu, a innej mo

O archiwizowaniu zdjęć czyli ucz się na moich błędach. Część I

Kiedyś było prosto, wywołany slajd ciąłem na pojedyncze klatki, część szła do klienta, reszta do archiwum,  czyli do jednego w wielu kartonowych pudełek. Jak czegoś szukałem to przeglądałem  ich całe stosy. Gdy kupiłem pierwszy komputer, w pudełkach zamiast slajdów, lądowały skany na dziesiątkach płyt, najpierw CD, potem DVD. Wbrew pozorom, znalezienie czegoś stało się jeszcze trudniejsze. Na płyty nagrywałem najczęściej całe sesje i to nie było jeszcze takie złe, ale miałem też całą masę płyt opisanych: "różne". Znalezienie więc pojedynczego zdjęcia ze starej sesji wymagało rozgrzania do czerwoności napędu CD.  Oczywiście, że wszystkie zdjęcia trzymałem też na kompie w miniaturkach. Musiały to być bardzo małe miniaturki, bo dysk miał zaledwie 20GB. Gdy więc potrzebowałem oryginału, przekopywałem się przez stertę płyt. Najpierw jednak musiałem uporać się z innym problemem. Trzymałem wtedy w katalogach kilka tysięcy zdjęć, co wydawało mi się zawrotną ilością. Jeżeli miałe

Niech żyje koniec wakacji!

Koniec lata. I to definitywnie. Dzisiaj się o tym  przekonałem. Koło południa na chwilę wyszedłem przed studio, świeciło słońce, było w miarę ciepło i nagle coś mokrego spadło mi na twarz. Pomyślałem, może ptaszek przeleciał nade mną, różnie się zdarza w końcu. Ale nie, za chwilę spadło więcej kropel. Po minucie zerwała się wielka ulewa, a potem gruchnął ...grad. Prawdziwy, lodowy, hałasujący i zimny. Znaczy paskudny. To przekreśliło moje nadzieje, że jeszcze będzie lato. Może na chwilę zaświeci słońce, może będzie nawet bardzo ciepło, ale trzeba sobie jasno powiedzieć: koniec wakacji. To trochę smutne. Tyle, że jesień też bardzo lubię :) A ponieważ jeszcze nie zdążyłem w tym roku pojechać na wakacje, oznacza to, że pewnie wyjadę jesienią. A to oznacza, że gdy wszyscy będą pracować, ja będę leniuchował :)